Zbrodnie, bez względu na to, jak zostały popełnione i kogo skrzywdziły, są pewne. Wiemy, że coś się wydarzyło i przyjmujemy to do wiadomości, nie ważne, czy była to kradzież, wyłudzenie, gwałt czy nawet morderstwo. Jednak często mimo że przyznajemy, że zdarzyło się coś złego, to nie uznajemy, że ofiara jest w takim wypadku ofiarą, a wręcz przeciwnie, wmawiamy sobie, że sama była sobie winna albo się o to prosiła.

Dobrze ukazuje to przykład oszustw internetowych. Często ich ofiarami stają się nieświadome staruszki albo dzieci, które szukają okazji, aby nie wydawać wiele. Znajdują pożądany produkt wystawiony na serwisie ogłoszeniowym za niewielkie pieniądze i wysyłają je oszustowi. Wtedy jesteśmy skłonni współczuć i żądać sprawiedliwości. Sprawa może wyglądać jednak inaczej, kiedy ofiarą takiego samego przekrętu staje się dorosły człowiek, bez problemów finansowych, który do tego przyznaje się, że działał lekkomyślnie i pod wpływem impulsu. Wtedy nie tylko z nim nie sympatyzujemy, ale nawet śmiejemy się z jego nieszczęścia.

Nie chodzi tu tyle o uwierzenie ofierze, co zaakceptowanie, że naprawdę stało się coś złego. Kiedy ofiara molestowania zgłasza się na policję i rozpoczyna się śledztwo, ludzie wiedzą, że doszło do przestępstwa, ale zaczynają usprawiedliwiać sprawcę albo wręcz zrzucać winę na ofiarę. Takie sam mechanizm pojawia się przy każdego rodzaju zbrodni, chyba tylko poza morderstwem, a i tam tylko dlatego, że ofiara jest ewidentnie poszkodowana i ciężko ją tym obarczyć. Wiara w to, że ofiara jest ofiarą, zmusza nas do współczucia, wspierania i kwestionowania tego, co wiedzieliśmy o tej miłej dziewczynie czy chłopu z naszej klatki.

Znacznie łatwiej jest uwierzyć oprawcy, zwłaszcza jeśli go znamy i nawet lubimy. Ma nad ofiarą tę przewagę, że nie wymaga od nas niczego, poza ślepą wiarą w to, co nam mówi. Nie chcemy kwestionować tego, że jest dobrą osobą i ofiara sama go sprowokowała albo wszystko wyolbrzymia, bo to wymagałoby od nas zmiany naszej sympatii i przyznanie przez samym sobą, że się myliliśmy. Większość ludzi nie tylko bardzo nie lubi tego robić, ale instynktownie robi wszystko, żeby trwać w swoich przekonaniach. A to sprawia, że razem ze sprawcą stajemy się kolejnymi oprawcami i niszczymy powoli ofiarę.